czwartek, 30 grudnia 2010

vademecum skauta

  1. zawsze mów prawdę, bo to twoja wielka, a czasami jedyna zaleta,
  2. dotrzymuj słowa,
  3. co masz zrobić dzisiaj, zrób dzisiaj,
  4. zawsze bierz pod uwagę czarny scenariusz,
  5. szanuj innych ludzi i ich uczucia, zwłaszcza osób Ci bliskich,
  6. trzymaj się z daleka od nałogów, bo to zniszczy twoje życie i zdrowie,
  7. bądź konsekwentna/y w działaniu, niezależnie, czy dotyczy to twoich spraw zawodowych czy osobistych,
  8. rób wszystko, żeby być szczęśliwym, bo to jest najważniejsze,
  9. bierz małymi łyżkami, powoli, zachłanność Cię zgubi,
  10. pamiętaj pieniądze to nie wszystko, szczęścia nie dają, ale są potrzebne,
  11. bądź wierna/y swoim zasadom i partnerowi, jeżeli go masz – fizycznie i psychicznie,
  12. bądź sobą, zawsze, jak nie będziesz, to prędzej czy później się to zemści,
  13. jeżeli jesteś facetem nigdy ni prezentuj się twojej damie na golasa w czarnych skarpetkach,
  14. grzeczność zawsze Cię zgubi,
  15. pamiętaj, że wszystko co robisz ma wpływ nie tylko na twoje życie, ale też na innych,
  16. napisz testament,
  17. ucz się języków i innych rzeczy, bo to da Ci szansę robienia czegoś innego wszędzie i uratuje Ci dupę w kryzysowej sytuacji,
  18. kochaj Klona swego, jak Klona swojego, cokolwiek to znaczy,
  19. rozlicz i uwolnij się od rodziców przecinając pępowinę. Nawet nie ma znaczenia co powiedzą. Ważne, żeby się rozliczyć,
  20. i pamiętaj Gary Oldman is the best! i tak nie dostaniesz krzyża!

środa, 29 grudnia 2010

good bye blue sky

goodbye blue sky!
01.01.2011 comes judgment day!
Source: www.google.pl
Your terminator
and I am not going to commit suicide, for sure... i tyle.

wtorek, 28 grudnia 2010

odjazd z touroperatorem

Touroperator to z reguły jakaś szemrana firma, która tworzy i promuje swój produkt turystyczny w postaci gotowego pakietu usług. Najczęściej tym produktem są wycieczki zorganizowane, albo pielgrzymki. Na te drugie nie jeżdżę, bo mnie to nie kręci. Na wycieczki zorganizowane znajdziecie odpowiedź na końcu...
Całkiem niedawno znajomi kupili taki gotowy produkt - wycieczkę do Grecji, wyspa Rodos, 4*, all inclusive. Od właśnie touroperatora, który już w chwili obecnej jest po drugiej stronie słońca, albo jeszcze dalej. Niestety życie nas wszystkich zaskakuje na każdym kroku, ich również zaskoczyło. Słowem nie mogli pojechać i wpadli na genialny pomysł: zadzwonimy do Aliena, bo kocha Grecję, może on pojedzie. A, że nigdy nie byłem "na produkcie" to pojechałem. Oczywiście, że nie sam.
Wylot / odlot dwie godziny opóźnienia. Masakra. Knajpa na lotnisku zamknięta... dziwne nie? Ludzie kupują alkohol w kiosku i piją. Żadnych informacji o wylocie. Głód mi narasta, ale ok. Już za 3h będę na miejscu. Żadnych informacji o wylocie. Siedzą obok dwa małżeństwa i się zastanawiają dokąd lecą, bo podobno wszędzie jest tak samo "na produktach". Informacja o odlocie: opóźnienie wydłuża się do 4 godzin. Foch, idę do kiosku. Jakaś pani w podartych rajstopach i białej bluzce mówi: do samolotu, bynajmniej nie przeprosiła za opóźnienie. Do tego czasu odświeżyłem sobie całą polską łacinę, w tym wszystkie koniugacje wszystkich znanych mi i zasłyszanych na lotnisku wyrazów.
Jak na dźwięk pistoletu na bieżni, a wcześniej komendę startera Jet Set ruszył wyścig pokoju: kto pierwszy ten lepszy, połowa samolotu leci w drugą stronę krzyknąłem. No i usłyszałem: co Pan! myśli Pan, że jesteśmy debilami? Nie odpowiedziałem, ale widzę co się dzieje. Usiadłem z przodu (w normalnym samolocie to jest business class), blisko wyjścia. Lepiej być nie mogło.
Samolot wycieczkowy to jest miejsce, gdzie do zabawy nie potrzeba wodzireja. Wszyscy śpiewają, tańczą walczyka, robią fale, jak na stadionie podczas meczu reprezentacji Polski, a jak samolot wyląduje to BIJĄ I KRZYCZĄ BRAWO! Jak w tym filmie: http://www.youtube.com/watch?v=VCH6n-OGSJA
Wylądowaliśmy na lotnisku w Smoleńsku. Piach, idziesz na piechotę, ale wylądowaliśmy.
źródło: www.demotywatory.pl
Bagaże po godzinie, brak informacji, nie wiadomo dokąd pójść. Ale jest, małolata w białej bluzce z podartymi rajstopami. Tędy, tędy proszę. Kierowca autobusu Grek. Miło było chwilkę parę zdań z nim zamienić. Swój chłop - może jutro dojedziemy mówi.
Miał rację. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Pamiętajcie: jak kupujecie produkt szukajcie hotelu max. 20 km od lotniska. Inaczej wasza podróż będzie trwała dłużej...
Idziemy do upragnionego 4* przybytku. Oczywiście opiekuna produktu nie ma. Grek w recepcji, super. Dobry wieczór po grecku mówię, nazywam się itd. itd. Wiedziałem, że tak powie: nie ma Ciebie na liście. Wiedziałem, kurczaki, że tak będzie. Kilka telefonów i wreszcie mogę udać się miejsce spoczynku. Ale, ale o 8.00 śniadanie, o 14tej obiad, o 18tej kolacja. Już wiem, że zakuli mnie w łańcuchy... Ale Ty nie pierwszy raz w Grecji?
źródło: www.demotywatory.pl
Odpalam czerwone wino, impreza na basenie, hałas, cieknące krany, sprężyny jak las namorzynowy wyrastają z materaca. Wino pomaga, idę spać. Jutro też jest dzień, pewnie lepszy. W końcu w Grecji jestem!
Next day śniadanie. Brak miejsc. Major domus mówi: nie mam Ciebie na liście! Fuck! Ja wiedziałem, kurczaki, że tak będzie. I już wiem dokąd trafiłem: 

źródło: www.demotywatory.pl
Na pewno nie było to greckie śniadanie - kiełbasa, parówki, szynka, kawa do dupy, sałaty z poprzedniego dnia, jajecznica z proszku itd. I wszystkie szumowiny tzn. gustownie ubrani w korale i sygnety goście mówią po niemiecku. Ok. Nic greckiego, nawet fety nie ma. A po prawdzie greckie śniadanie to dobra kawa i czerstwa bułka. Super, że nie ma Polaków. W sumie high live...
Widzę basen, jak morze, tylko po co basen, jak morze jest 100 metrów dalej. Tym bardziej, że w basenie siedzi para z łuszczycą...

źródło: www.demotywatory.pl
Idę do baru z ręcznikiem, bo wiem, że tam są krzesła. Nikt z obsługi nie jest Grekiem. Pakistan, Albania, no problem. Ale oni szprechają tylko! A to już jest problem, dla mnie. Na migi dogaduję się z nie greczynką i proszę o ouzo. Ouzo? tego nikt nie pije odpowiada. Po chwili wiedziałem o co jej chodzi. To nie było ouzo, tylko nasza kochana alpaga z anyżem. I tyle. Jak każdy inny alkohol, który mieli. Nie ma znaczenia, party się zaczyna:
źródło: www.demotywatory.pl
Dobrze jest. Zasuwam na plażę. Lubie faunę i florę, ale bez przesady:

źródło: www.demotywatory.pl
Walę się na leżak. Tylko 2 Euro za dzień... Ale all inclusive. Bez komentarza. Zamawiam masaż. Śliczna dziewczyna z Tajlandii, ale ma dziwne urządzenie, ręce?

źródło: www.demotywatory.pl
Rozluźniony idę na obiad.NIC GRECKIEGO.
Później sjesta w barze.
Kolacja - nie, nie idę na kolacje. Muszę coś zjeść. Biegnę po okolicy i szukam, pytam się... i jest. Tawerna Limanaki. To było coś. Ryby, garidaki simiako, achinos, słowem wszystko, co w Grecji jedzeniowo jest najpiękniejsze. Ale znów brak Greków, tylko Pakistan rządzi.
I TAK PRZEZ 10 DNI. BAJKA.
W końcu wracamy do domu. Autokar pełen wypoczętych turystów:

źródło: www.demotywatory.pl
Lotnisko, kolejka. 6 godzin opóźnienia. Robię co mogę. Bar, ouzo, takie prawdziwe, jedzenie. Brak komunikatów. Ale w końcu się udało.
Nad ranem jestem w domu.
Wypoczęty, zrelaksowany i z naładowanymi akumulatorami po 10 dniach idę spać, we własnym łóżku, na moim ukochanym materacu:

źródło: www.demotywatory.pl
TO BYŁ ODJAZD. NA WYCIECZKI ZORGANIZOWANE NIE JEŻDŻĘ. TEN RAZ TO BYŁA POMYŁKA. A touroperatorom ch.. na grób. Amen.

Postaci przedstawione w niniejszym poście są chyba fikcyjne, choć pochodzą z demotywatory.pl, oprócz autora i tego co napisał.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

zorza polarna

Witam Was ciule,


źródło: http://www.filmweb.pl/film/Odmienne+stany+%C5%9Bwiadomo%C5%9Bci-1980-8280#

A co do tego ma zorza polarna? Sam nie wiem...
Takie odmienne stany świadomości....

niedziela, 26 grudnia 2010

Ja, metalowa Świnia

Niech ten rok już się skończy. Święta prawie za nami. Jeszcze tylko kilka dni i będzie super. No może, może lepiej poczekać na zakończenie i początek Nowego Roku chińskiego? Zgodnie z zodiakiem chińskim jestem? hm.... jestem metalową świnią  :-)) 


Jak każda świnia urodzona w tym dniu, co ja, mam polarność Yin, a moim żywiołem jest woda. Ciekawe, bo za wodą jako taką nie przepadam. Nie lubię pływać, choć podobno robię to całkiem nieźle, mam chorobę morską, uwielbiam siedzieć nad wodą... No to chyba to mój żywioł jest? Tak. Co do polarności, to mam taką właściwość indywiduum chemicznego polegającą na występowaniu we mnie elektrycznego momentu dipolowego w wyniku nierównomiernego rozłożenia cząstkowych ładunków elektrycznych w ich objętości. Powiem tak: zawsze swędziało mnie w d...e. Do pięciu liczyć potrafię, bo i dobrze się składa, że cyfra 5 jest moją szczęśliwą. Mam po 5 palców w prawej i lewej ręce, po 5 w prawej i lewej stopie, włosów na głowie 5 do potęgi N. Wszystko na pięć. Prawie na 5 zdałem maturę, zbieram do świnki pięciozłotówki, przynajmniej 5 razy dziennie włączam światło i spuszczam w kiblu wodę, 5 razy przynajmniej rozmawiam dziennie przez komórkę, 5 razy odsłuchuję codziennie moją ulubioną muzę itd. itd. itd. W sumie dochodzę do wniosku, że JESTEM NA 5. Czyli jestem szczęściarzem!!! W odróżnieniu od P.T. teściowej, która jest na 102. 100 kilometrów ode mnie i dwa metry pod ziemią :-)).
Podobno moją ulubioną porą roku jest zima, ale nie jest to prawda. Prawda jest taka, że opadu atmosferycznego w postaci śniegu nie lubię, ale Bukę lubię. Kocham ją w sposób nieokiezłnany, nieokreślony. Mam nadzieję, że jutro odkopie mój samochód... Jakbym chciał mieć sygnet pewnie byłby to szmaragd. "Miłość, szmaragd i krokodyl". Miłość, szmaragd i krokodyla miałem ... w pewnym sensie. Nie, nieeeeeeeeeeeeeee, nie lubię krwistoczerwonego i czarnego koloru. To jak z książek niejakiego Pana Grange o seryjnych i pojebanych mordercach. Ja taki nie jestem skomplikowany jak ci mordercy. Jestem prosty jak tyczka, towarzyski, ale tylko czasami. JESTEM TEŻ LOJALNY. To są moje zalety. Pewnie mam też wady, jak każdy. TY TEŻ! TAK DO CIEBIE MÓWIĘ! CZYTASZ TO, TO WŁAŚNIE DO CIEBIE MÓWIĘ! :-)) Zadam Ci pytanie: co to jest negatyw? Nie wiesz? Ja wiem. Mój negatyw to naiwność, łatwowierność i materializm. Hm....... z tym ostatnim się nie zgodzę, bo tego już nie potrzebuję.
Pieniądze nie są najważniejsze, a żony i partnera nie kupię!
Kozy lubię, króliki też. To takie kochane zwierzaki...................................
Jeżeli jesteś bawołem, kogutem, szczurem, albo smokiem to pewnie mamy coś wspólnego!!! Pewnie też Cie polubię ..........................
Jeżeli jesteś świnią (tak jak ja :-)) ), psem, wężem, tygrysem, koniem, albo małpą to z całą pewnością sie nie polubimy. No, ale mogą być inne rzeczy, które nas połączą ......
Jeżeli jesteś skorpionem według zachodniego zodiaku to jesteśmy TACY SAMI.
METALOWYMI ŚWINIAMI.

sobota, 25 grudnia 2010

Buka i śnieg

DKJP. Są Święta. Wstałem więc skoro świt o 10.25. I mi opadł. szczęka. Za oknem tzw. opad atmosferyczny w postaci kryształków lodu, o kształtach głównie sześcioramiennych gwiazdek, łączących się w płatki śniegu. Po opadnięciu na glebę, domy, martwych ludzi, samochody i Buka tylko wie na co jeszcze, tworzą pokrywę śnieżną o niewielkiej gęstości, zwaną również śniegiem. PKP. 
Tylko, że jestem uśnieżony, bo nie wiem gdzie jest samochód. Przed drzwiami wejściowymi leży wielka kupa tego czegoś i blokuje wyjście. No i co ja teraz zrobię? Nie mogę wyjść, a może jakiś sklep jest otwarty. Wiem!!! Eureka, zejdę po prześcieradle z balkonu. To tylko 12 metrów. Dużo czasu na rozmyślanie.
Stoję więc w oknie, w samych gaciach i się gapię na ten śnieg, a opad cały czas postępuje. 6. bliżej niezidentyfikowanych osobników, przy pomocy łopat, zmiotek, skrobaczek do ziemniaków, wiader z wodą w tempie na 3/4 szukają swoich pojazdów. Najpierw dachy, później szyby, lusterka, koła. Mija 15 minut, a ja powoli rozpoznaję te stworzenia. Nie, nie to nie Orki, to Grzybki, których już znam z widzenia. Odśnieżają na raz numery rejestracyjne. Numery też rozpoznaję. Białe litery i cyfry na czarnym tle. Niedzielni kierowcy, którzy wyjeżdżają tylko w sezonie letnim, w każdą niedzielę do kościoła oddalonego o 200 metrów ... Jeden nawet kiwa mi łopatką. Odwzajemniam się tosterem... 
Straciłem godzinę, ale warto było. Wrócili do komórek lokatorskich zwanych potocznie mieszkaniami. A opad, a opad dalej postępuje. Gratów na parkingu znów nie widać. Co za piękny widok.
Postanowiłem. Idę sprawdzić, czy jakiś sklep jest otwarty. Głód nikotynowy uderza mi w płuca, męczy mnie i zaciska łapska na mojej tchawicy. Czapeczka na łeb, spodnie nieprzemakalne, buty zimowe, rękawiczki no i kasa oczywiście. Z impetem uderzam w drzwi wyjściowe. Jest, udało się, jest szpara!!! Jak uczył mnie kolega, doświadczony narciarz ekstremalny: "pamiętaj, jak dopadnie cię lawina to płyń. Płyń pod śniegiem żabką! Może się uratujesz..." I jak kret, rozgarniając opad stylem klasycznym płynę do sklepu. Zrobiłem jakieś 100 metrów, w podłym czasie, ale jestem już tuż tuż. Bez nawrotu wynurzam się... i trafiam facjatą w żółty śnieg. Fuj. Wszyscy mówią "nie jedz żółtego śniegu!!!". Ja jednak musiałem spróbować.
Z żółtą gębą nabyłem potrzebne mi dzisiaj produkty. Głodu już nie odczuwam, tylko ta droga powrotna. DKJP, jaki byłem głupi. Opadu jest tylko po pas, więc idę. Przeciskam się przez szparę w drzwiach. Wracam do mojej komórki lokatorskiej.
Tak. Nie będę przez najbliższe dni pływał żabką, nie będę szukał mojego auta. Zadekuję się w domu i będę oglądał filmy i słuchał muzy. Może Bad Religion :-)). Tak, z całą pewnością tak będzie.
Muza już leci, odpływam w słodkim niebycie. Telefon:
Słucham. mówię. 
Słyszę: Wiesz nie mam siły wychodzić z domu. Pada śnieg. Tym bardziej nie będę się ruszał przez kolejne dni.
Mówię: Wiesz mi też się nie chce. Mam co jeść, z pragnienia nie umrę. Też siedzę w domu, bo mi się nie chce wychodzić. Ruszę się, jak śnieg stopnieje. 
Słyszę: to dobrze. To przyjedź do mnie jutro. Autobusem.
Koniec rozmowy.
I znów stoję w oknie i się gapię. Jakaś małolata ze swoim psem i kolegą brną w zaspach. Ona gestykuluje, pies, taki mały burek tonie. Otwieram okno i słyszę przeraźliwy pisk zwierzaka, dziewczynę, która krzyczy do chłopaka: zrób coś, on nie da rady. Chłopak na to: popatrz, popatrz, kurwa co za debil, po co on włazi w ten śnieg.... Ona bierze psa na ręce.
A opad dalej podstępuje. Leży wszędzie.
Zamykam okno i wracam do muzy. Tak, nie będę wychodził przez kilka dni. 


BUKA też nie. Odmroziła sobie palce i grozi jej gangrena, a później amputacja... Nosa też,ale ma piękne uzębienie i kwaśną minkę.

piątek, 24 grudnia 2010

Dzień Świra

godz.5.15 rano (GMT +1)
Leżę na wozie, bo już przecież nie śpię, a położyłem się chyba o trzeciej nad ranem. "Czy panowie muszą tak napierdalać od bladego świtu?! Że nie podbijam karty na zakładzie o siódmej rano, to już w waszym robolskim mniemaniu muszę być nierobem?! Już możecie inteligentowi jebać po uszach od brzasku! Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was, skoro zasnął dopiero nad ranem! I żeby się kompletnie spalił w blokach już na starcie! Grunt, że, kurwa, inteligent załatwiony na dzień cały! Wrócicie napierdalać jak siądę do pracy!" Sąsiadka z góry skrzypi, już sam nie wiem czym. Idzie do łazienki odkręca wodę. Pewnie się myje. "Albo też wcale nie płuczą ust po myciu zębów. To co oni robią z tą pastą, jedzą ją? Połykają, do kurwy nędzy, co z nią robią? Ja nawet gardło płuczę po myciu zębów. Opłukiwam." Ona nie płucze, nawet nie używa pasty. Co wieczór słyszę plusk wody w szklance. Robi się ciszej i powoli zapadam w letarg. Nagle gwizdek z czajnika za ścianą. "Dżizus, kurwa, ja pierdolę" (DKJP). Kto teraz używa czajnika z gwizdkiem? Cisza. "Boję się rano wstać, boję się dnia, codziennie rano boję się otworzyć oczy, ze strachu przed świtem, zupełnie nie wiem, co zrobić z nadchodzącym dniem. No nie mogę. (O kurwa! W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego). Mam niby jakieś obowiązki, a przecież – pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstanę czy nie wstanę, czy zrobię coś, czy nie zrobię (ja pierdolę), higiena, jedzenie, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen. (Ja pierdolę, kurwa)." Zasypiam i nie myślę już, co będę robił w ciągu dzisiejszego dnia. Bo to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.

godz.10.25 (GMT +1)
Otwieram oczy. "Jestem skrajnie wyczerpany a przecież jest rano..." Zapach smażonej ryby rozchodzi się po mieszkaniu. Ja przecież właśnie się obudziłem, nic nie smażyłem. Ba, nawet nie nabyłem drogą kupna, jakiegoś karpia, albo rekina. DKJP. Muszę wstać. Zapalam kadzidełko, jedno, potem drugie. Ja pierdolę, co ludzie wyczyniają w blokach. Brrrrrrrrrrrrrrr, jestem Mały Głód słyszę. Mały człowieczek ze szpetną paszczą zwabia mnie do kuchni. Robię śniadanie. "Gdy szykuje śniadanie, zwykle se o korkach słucham, jak tkwią te chuje w tych jebanych autach." Zjadam. Przychodzi pora na medykamenty. "Prozac – na chęć życia. Geriavit – na się nie starzenie. Nootropil – na lepsze funkcjonowanie metabolizmu mózgu. Etopirynę – profilaktycznie." A ja tylko łykam antyoksydanty, omega 3, wapno i magnez. DKJP, jak, co dzień. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
 
godz.11.25 (GMT +1) 
"Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej..." DKJP. Prysznic, pastę zjadam i popijam płynem do płukania ust. Ubieram się. Wychodzę. Teraz ja będę chujem stojącym w korkach. Nie jeżdżę pociągami, trudno się wysikać, a towarzysze podróży są dziwni. "Odkąd mój umysł myśli i sięgam pamięcią, to te klapy zawsze opadały. A dlaczego? Bo przez dziesiątki lat jedni bezmyślni kretyni pod kierunkiem innych bezmyślnych kretynów umieszczają muszle klozetowe w pociągach tak blisko ściany, że klapa po podniesieniu nachylona jest ku muszli i puszczona musi opaść. Dziesiątki lat, Jezu Chryste przenajświętszy. A jeśli Polska to właśnie ta ojszczana klapa?". Jadę do sklepu po narzutę, żeby zakryć zasyfiałą, aczkolwiek wypraną starą wersalkę. Do sklepu. DKJP, przecież Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.

godz.12.30 (GMT +1) 
Jestem... nie powiem u kogo. Masz tu są prezenty słyszę. Jakie kurwa prezenty? Przecież umówiliśmy się 10 lat temu, że żadnych prezentów, bo wszystko mamy, a to takie zbędne rzeczy są. "No wiesz, może się umówiliśmy, ale chcę Ci coś dać. Bo tak!!!" DKJP, dostaję kawę rozpuszczalną, której w gruncie rzeczy nie znoszę. Czasami piję, bo jestem leniwy. Poza tym w armii mówią o takiej kawie "pedałówka". Biorę i wychodzę, bo to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku. Znów to samo.

godz.13.30 (GMT +1) 
Wracam do domu. Nie nie do domu - do tymczasowej przechowalni nowego życia. "Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej..." DKJP. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.

godz. 14.50 (GMT +1)
Godzina zero wybiła. Jadę na Wigilię. Nie powiem do kogo."Musisz wiedzieć, że nie ma nic bardziej zabójczego od wdychania przez kilka godzin papierosowego dymu." Tradycja, opłatek i jedzenie. I ten DKJP dym. Zupełnie jak w obozie koncentracyjnym. Też nie powiem którym. "Żeby nie jeść samotnie, jem z telewizorem." Jak co roku. "To be, kurwa!, or not to be!" Przeżyję, dam radę. Rozedma wewnątrz mego ciała, może jedzenie jakąś złą energię miało. Jak co roku. Bo to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.

godz. 18.30 (GMT +1)
Wracam do domu. Nie nie do domu - do tymczasowej przechowalni nowego życia. "Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej..." DKJP. Patrzę na wyprawkę. Kto to zje i wypije. Przecież nie ja, a chomikowi krzywdy nie zrobię. Pewnie wyrzucę, jak co roku. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.

godz. 20.00 (GMT +1)
Jednak coś się zmieniło. Siadam do kompa i piszę te bzdury. "Gdy wieczorne zgasną zorze, zanim głowę do snu złożę, modlitwę moją zanoszę, Bogu Ojcu i Synowi. Dopierdolcie sąsiadowi! Dla siebie o nic nie proszę, tylko mu dosrajcie, proszę! Kto ja jestem? Polak mały! Mały zawistny i podły! Jaki znak mój? Krwawe gały! Oto wznoszę swoje modły do Boga, Marii i Syna! Zniszczcie tego skurwysyna! Mojego rodaka, sąsiada, tego wroga, tego gada! Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb, żeby mu się córka z czarnym i w ogóle, żeby miał marnie! Żeby miał AIDS-a i raka, oto modlitwa Polaka!" Tu się już nic nie zmieni. Nawet gdybym sąsiadom zrobił krzywdę. Przyjdą następni, może jeszcze gorsi? Idę spać, bo zmęczony jestem. Od rana. "Pół Tussicodinu – na kaszel po fajkach. Z krzyżykiem na ból głowy, też po papierosach. I pół Leriwonu – przeciwko czarnym myślom przed snem i depresji i ułatwia zaśnięcie. I pół Imovane – na sen pierwszy. I do tego pół Stilnoksu – aby ten sen podtrzymać. I Aspirynę – profilaktycznie." Prawda jest taka, że nie biorę nic. Zasypiam jak dziecko. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.

EPILOG
"Moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!" Dzień Świra: "jakże prawdziwy, dla tych co umieją nie tylko widzieć, ale i dostrzegać. Takich dni mamy wszyscy 365 w roku, tylko nie każdy to zauważa." 

Dziękuję Ci za natchnienie... :-))

czwartek, 23 grudnia 2010

Boże Narodzenie / Świeta jak co rokó :-))

Z Wikipedii: "Boże Narodzenie, Uroczystość Narodzenia Pańskiego – w tradycji chrześcijańskiej to święto upamiętniające narodziny Jezusa Chrystusa. Jest to liturgiczne święto stałe, przypadające na 25 grudnia (wg kalendarza gregoriańskiego). Boże Narodzenie poprzedzone jest okresem trzytygodniowego oczekiwania (dokładnie czterech niedziel), zwanego adwentem." i Tyle. Co dalej? Tylko atrybuty, shoe-sy tzw.:
 Słowem, uwielbiam święta. Grę pozorów, że niby wszystko jest ok. Ale i tak każdy ma w sobie urazy i nie śmie tego powiedzieć.... Szkoda, bo wtedy życie byłoby piękne. SPOKOJNYCH ŚWIĄT. AVE MARYJA.Salut rzymski: sieg heil!
Czy Wszyscy wygrywamy? Nie. Pewnie kogoś obraziłem. Jak tak, to piszcie posty, komentarze. Błagam... a może nie....

wtorek, 21 grudnia 2010

alkohol

Tak sobie myślę... Czy jestem alkoholikiem? Czy alkoholik musi spać pod mostem, być brudny i śmierdzący? Nie. Może mieć siedmio-zerowe konto. Może mieć zegarek za 20 tyś. Euro. Może. Tak, czy inaczej alkoholik Nie pamiętam dnia bez alkoholu. Alkoholik morduje swoją wątrobę, nie przejmuje się hang over i pije dalej. PORAŻKA. I na dodatek są to kalorie. Brzuch rośnie, rucha (ubrania) trzeba zmieniać po raz kolejny. A może spodnie na gumkę to jest rozwiązanie? I TAK NIC TO NIE ZMIENIA. JESTEM ALKOHOLIKIEM. Chwała temu, kto się do tego przyzna przed znajomymi, a przede wszystkim przed sobą. Idę na terapię. Do zoo. Za jakiś, długi, czas. I przysięgam nie będę się odzywał, nie będę on line. Bo tam... na detoksie każdy musi walczyć sam. I tyle.

niedziela, 19 grudnia 2010

The Neverending Story

" Od poniedziałku będę chodzić na basen...."

".....to moja ostatnia paczka papierosów"

"Od jutra zaczynam dietę....."

".....zapiszę się na hiszpański"

Życie byłoby o wiele prostsze, gdybyśmy sami siebie nie robili w chooya.

----------------------------------------------

Stworzyłam plan. Kolejny. To jest całkiem nowy plan: postanowiłam zaplanować BRAK PLANU. A jak Wasze noworoczne, listy pobożnych życzeń?



sobota, 18 grudnia 2010

O czym myśli chomik w kołowrotku?




Klon ma ergometr, Klonik niebieski samochód, a ja 5-tonową karetkę... Różnica między nami taka, że Klon będzie przebierać odnóżami w miejscu, Klonik uprawiać lans na mieście, a ja będę zwiedzać okoliczne meliny.. wszak dziś sobota - święty dzień Polaków, kto żyw ten pije!! Swoją drogą... Klony, żyjecie??

Klon! Zamiast popierdalać w miejscu i robić puste przeloty, mógłbyś sobie chociaż dynamo do niego podłączyć - zaoszczędziłbyś na energii!! Piękne - wszyscy jesteśmy chomikami gnającymi donikąd, ale żeby tak dosłownie?? C.d.n. (mam wyjazd)

C.d. Zastanawialiście się kiedyś o czym myśli chomik biegający w kołowrotku? Ma przy tym taką skupioną minkę!!






piątek, 17 grudnia 2010

A co?

Kacuje, świdruje,
pacientů vedení.
bílé prádlo
počítá se počítá.
Zubař, sadista
Sadista zubař
Zubař, sadista
Sadista zubař
V noci se sní, sní o krev
Vstává den je jako stín.
Unavený zmroczony
šílený zubař.
Zubař, sadista
Sadista zubař
Zubař, sadista
Sadista zubař
Bije pro rvačce,
mleczaki stávky.
Z téhož zuby
vydělal na daču.
Zubař, sadista
Sadista zubař
Zubař, sadista
Sadista zubař
tříletý dívka
vytáhne jeden.
Když se cítím unavený,
mučení kořeny.
Zubař, sadista
Sadista zubař
Zubař, sadista
Sadista zubař
S závist, hněv bude vrtat kosti.
Jam, slzy, z úst ochabuje.
Zubař, sadista
Sadista zubař
Zubař, sadista
Zajetí, zubní

Walonki i psi smalec.

Minęły dwa miesiące, a ja znowu się przeprowadzam. Jeszcze nowsza praca, nowszy dom i nowszy początek... Tym razem zamieszkam na wsi, obok rezerwatu jakiegoś rzadkiego ptaka i będę wiejskim doktorem. Jest zayebiście. Wczoraj podłączyli mi prąd - póki co jedną fazę (cokolwiek to nie znaczy!!). Dziś faza zdechła i nie ma prądu. Chyba lepiej jest mieć więcej faz, bo jak jakaś zdechnie to reszta zostanie..??
Nie mam też internetu, TV, sygnału GPS i GSM, bo tam nawet fale zawracają... Ale za to mam palacza do pieca - prezent od gminy! Psy tam dupami szczekają, choć też zapewne do czasu, zanim nie zutylizują ich moi sąsiedzi. Są lekarzami z Kazachstanu i leczą swoje dzieci psim smalcem. Dlatego należy jak w Wietnamie - postawić na koty! Choć cholera wie, czy nie kocia skórka nie będzie warta wyprawki... Życie jest piękne.

Zazdroszczę Klonowi (nie mylić z Klonikiem:)) Ma sąsiadów! Hałaśliwych, nieufnych, upierdliwych, męczących... czyli NORMALNYCH. Klasyka gatunku polskiego sąsiada, cudne:) Czemu ja trafiłam na taką egzotykę??

czwartek, 16 grudnia 2010

hhhhhhhhhhhhhhhhmmmmmmmmmmmmmm.....

umrę ze śmiechu. Kupię sobie psa? psy będę znikać z ulic, jak w Wietnamie! Na wiochach, każdy je psy, koty i ..... Nie pij. Specjał jest dobry, ale wali w dekiel. Najlepiej w nocy. Będę fit for fight rano. Chyba. Podłączyli mi prąd. Daj walonki i chustę. Czemu się cieszysz? Może Skype (może firma nam zapłacić?). Hm. nie powiem. Jak? No właśnie tak. Samogłoski x3. Hm........ Z psychologiem?
Nie chce mi się już notować... i tyle.. No to piszę pościka i dawajcie znać, buraki!!!!!!!!!!!!!!!!
I tak warto żyć - Raz, Dwa,Trzy i Marek G. Jak nie będę mógł to obetnę - paznokcie u prawej nogi... Taki fan. God bless You All...

PROLOG: Jest morowo!

Ze słownika języka polskiego:
morowy (dawn.) - dotknięty morem (zarazą); niosący mór, śmierć.

Jest morowo!!! To był naprawdę morowy rok. Wręcz megamorowy. Bezrobocie ma swoje dobre strony, człowiek budzi się z wyspania i usypia ze zmęczenia... jakie to fizjologiczne! Pomysł bloga zrodził się w jakimś naszym pijackim zwidzie, że czas ruszyć dalej i to nowym szlakiem. Życie nam spierdala... czas zapierdala, a do mety coraz bliżej. Tak właśnie powstał plan nowego początku reszty naszego życia.

środa, 15 grudnia 2010

czy ktoś jest tchórzem?

pewnie tak. Nie wiem.Zobaczymy.....

nie śpię zwiedzam!

gryzę i łupinki gryzę. Masakra. Naprawdę piękny sen. Wracam w piątek. Zdupił mi si komputer. Łodź, Toruń i potem pyknę. Kto mówi? Idę spać pedały..... nikt mnie nie lubi...
Chuj wam na grób, idę spać.......

qrwa, nagadałam sie na darmo

wiesz co? ale co? czemu gadamy przez telefon, anie przez Skype?
Co jest straszne? Nie pije z wami, bo będę was widziała was poczwórnie. Kolno: podjebali mi kopa. Nikt nie powinie jeździć na Śląsk, bo to chuje. Klon nr 1 jest super. Posmaruj dzieci psim smalcem.... Gęsie wątróbki są  najlepsze. O qrwa... wino z dolnej pólki. Jak powiedział mózgojeb... meeeeeeeeeeeeeee Ktoś mnie wyłączył. Czego|? Halo? jestem. Atak klonów. Czy klon się czymś różni? Ryju? Jestes tam? tak. A wy bireaki? Czy mam wyjebane na was? Nie. Czy jestem w stanie równoległym? Cieszę nowym telewizorem. No właśnie x2. Dla wstydu, odzyskam wszystko. Oni tei nie zrobią. No cóż. Dobre wino kupiłam. A ja mam wino musztardę i ketchup. Jesteś na Śląsku? Tak. Zwiedzam blue komendy, policje, takie gówna. No to. Hanysy jebane.Jak przyjadę do..... Nie rób interesów tam. Oni nie są z stąd. Ostatni łykend .... Gdzie będę spał - z koleżanką. Zajebiście. Prześlij mi fotę. Ja piszę, nie jestem ryjem. Jak on mnie dzisiaj denerwuje. Jak z tego gówna wysłać wiadomość? Mam. Klon jest podobny do mnie. To android.... No i co.... Klon pisze. Słabo słychać... Brzoza, brzona, brzoza, odbiór? Ja grab Słyszę cię... Qrwa. I tyle.. Pogubiłam się. Ona nie rozróżnia. Ale o co chodzi? Who is who? Dochodzę.... do strony internetowej. Idzie, zaraz zobaczysz... Nie mów jo, ma,wo, spier. przerywa..... A teraz.. Nie będzie chuje.. Teraz śpiewamy. Niech żyje bal... Wy, chuje.... bo życie to bal. Śmiej się do żony..., nie..... He, he.Ja nie mogę. Nie znalazłem swojego auta dzisiaj. jakiś chuj zasypał mi po dach.... IT IS THE END OF THE DAY - nie nadążam z pisaniem. Oni są porąbani. może nienormalni. Idioci. Teraz, jak nie kronikuję, mogę sobie pogadać. Spadajcie PISZCIE KOMENTARZE!!!

jestem akwizytorem

To już chyba trzeci tydzień mija, jak mieszkam w tej norze. Poznałem już chyba wszystkie odgłosy dochodzące z mieszkań na około. Najbardziej upierdliwe są skrzypiące drzwi w mieszkaniu powyżej. 6ta rano, 6.15., 6.30 i tak w kółko bez względu na porę dnia. a JA ZAZWYCZAJ ŚPIĘ W NOCY. Przynajmniej do tej pory spałem. A teraz "godzina 6ta minut 15 kiedy pobudka zagrała. Grupa cywila, szła do rezerwy, niejedna panna płakała. itd." Masakra. No może i jestem rezerwistą, ale to było 20 lat temu.
Postanowiłem więc udać się do sąsiadów na górze i zaoferować im pomoc w usunięciu "skrzypienia". Naciskam dzwonek, raz, drugi i trzeci. Słyszę jakieś ruchy; widzę, że wstrętne oko cyklopa mnie obserwuje. Za siódmym razem drzwi się otwierają i.... słyszę od babci, która pamięta czasy tworzenia się węgla kamiennego: Nie, nie, nie................ akwizytorów nie przyjmuję. Po czym trzaska drzwiami.
Postanowiłem więc udać się po pomoc do innych sąsiadów. Pomyślałem, że może potraktują mnie inaczej. A tu dupa. To samo: i ruchy, i oko cyklopa. Różnica taka, że nawet nie otworzyli drzwi. MOŻE POWINIENEM POMACHAĆ IM POJEMNIKIEM Z JAJKAMI? A MOŻE PRZEBIORĘ SIĘ ZA KSIĘDZA I ZAŁOŻĘ MOHEROWY BERET? Wszyscy, co mieszkają w domach z betonowych kart do gry (płyt winylowych :-)) ) wiedzą o co mi chodzi.
Nic to. Będę robił kolejne podejścia, aż się uda.
Przynajmniej przywieźli mi telewizor i teraz ja mogę hałasować...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

czy wiemy, jakie jest przeznaczenie przedmiotów, które posiadamy?

Przez całe nasze życie gromadzimy różne przedmioty, tylko czy znamy ich prawdziwe przeznaczenie? np:
  1. Czajnik – przedmiot codziennego użytku występujący w każdym szanującym się gospodarstwie domowym. Istnieją czajniki gazowe analogowe i elektryczne cyfrowe. Te pierwsze swoim gwizdem powodują, że w danym domu popołudniu nie można liczyć na drzemkę. Uruchamiane w nocy powodują, że słyszy to cały blok. Co do elektrycznych to często mają w nazwie "bezprzewodowy". Żeby nie było żadnych złudzeń, stoi on na płytce podłączonej przewodem do prądu. Ładny chwyt marketingowy, no nie?A teraz uwaga: Z ŻADNEGO CZAJNIKA NIE DA SIĘ NALAĆ WODY DO INNEGO NACZYNIA TAK, BY NIE CIEKŁO W DÓŁ WZDŁUŻ JEGO OBUDOWY. Skutek jest taki, że wodą kapiemy po blacie, stole, nogach, rękach itd. Co z tego, ta woda ma jedynie 100 stopni!Przez długie lata był podporą kadry ZSRR w curlingu. Był używany w średniowieczu jako przyrząd do produkcji pary. Jak wiadomo dzięki niemu można w szybki sposób zaparować pomieszczenie, więc był używany zamiast zasłon lub rolet.Czajnik ma również zastosowanie w kuchni jako nadęty pojemnik, często z metalu. Posiada długą trąbę (wylewkę), która służy do wylewania zagotowanej wody poza ściany tego naczynia. Ucho zamocowane na wieczku umożliwia sprawną manipulację naczyniem.Czajnik był też wykorzystany w filmie Titanic, gdzie w pamiętnej scenie Leonardo DiCaprio próbował wybić szybę ręką. Niestety jak każdy wie, nie udało mu się, gdyż zagęszczenie pary było tak wielkie, że poległ.Czajnik dodatkowo jest urządzeniem kuchennym posiadającym najwięcej zastosowań przy przygotowywaniu potraw. Żadne inne urządzenie w naszej kuchni nie nadaje się do produkcji gofrów z dżemem, tostów z serem żółtym i topionym, pasztecików z grzybami, czekolady na gorąco, wspaniałego deseru ze śmietany kremówki i snickersa oraz wędzonych oscypków. A to dopiero początki jego możliwości. 
  2. Kibel, który zazwyczaj służy do defekacji, czyli wydalania kału uchem, a czasem do spożywania posiłków. W nie tak dawnych latach kibel był znany pod pojęciem tron i był używany przez prezydentów Polski jako miejsce do rządzenia oraz do czytania gazet politycznych (w mniejszości) lub erotycznych (w większości), przy których występują takie zjawiska jak masturbacja czy masturbacja, ewentualnie masturbacja. Często toaleta jest miejscem zawierania znajomości męsko – męskich i damsko – damskich, skąd wynika postulat środowisk homofobów, aby w miejscach publicznych pojawiły się osobne toalety dla pedałów i lesbijek. Ponadto z nieznanego źródła wynika, iż jeżeli nasze uszy znajdą się poniżej linii sedesu to po pociągnięciu za spłuczkę usłyszymy głośny szum morza.
  3. Szafa – popularny mebel, powszechnie używany do przechowywania ubrań, trupów i kochanka / kochanki. Jest nieodzownym elementem życia intymnego. Szafa jest również niezwykle twarda psychicznie. Możemy jej nawrzucać ile wlezie, a ta dalej stoi. A nawrzucać możemy jej dosłownie wszystko – od ubrań po karabiny snajperskie. W szafie można też zbudować wiele rzeczy, np. kibel, co jest bardzo praktyczną sprawą. W razie zawodu miłosnego w szafie można się powiesić i w ten sposób pozbyć się zmartwień. W szafie można też umrzeć na inny sposób, mianowicie zatrzasnąć się w niej i zdechnąć z głodu. 
  4. Musztardówka – rodzaj szklanki z odzysku. Pierwotnie do przechowywania substancji zwanej przez śmiertelników musztardą. Po wykorzystaniu tejże do różnych celów (atak terrorystyczny, jako wabik na żuli, ewentualnie do celów konsumpcyjnych), jest ona adaptowana do czasowego przechowywania napojów bez-, nisko-, średnio- i wysokoprocentowych. Nałogowo tłuczona przez troskliwe mamusie. Istnieje też pokrewny gatunek zwany Nutellówką. 
  5. Krzesła – przedmioty zaprojektowane jako miejsce do siedzenia, jednak częściej używane jako broń biała przez Tibijczyków, maniaków OGame i innych no-life'ów.  
  6. Wanna – urządzenie służące do robienia sesji zdjęciowych na NK, kąpania, w porywach do zabaw wodnych, tudzież podwodnych. 
  7. Wersalka – typ mebla do posiadówki. Królowała w latach 70. chociaż i teraz nie narzeka na brak popularności. Pod wersalką można przechowywać pościel, broń i amunicję, zapasy żywności i inne niezmiernie potrzebne do życia rzeczy. 
  8. Różaniec – odmiana łańcucha noszonego przez znanych i lubianych raperów w USA. Specyficzna nazwa wytworzona została w rejonach Różyc Śląskich. W potocznym rozumowaniu jest to inny rodzaj góralskich korali, jednakże wykonany ze specjalnego rodzaju drzewa – bananowca. Przypisuje mu się zbawienne moce – komunikatora i uznaje się za narzędzie pozwalające na komunikację ze sferami niebieskimi. Posiada on aż pięć tajemnic, które dotąd nie zostały odkryte. Jest przedmiotem kultu wielu babci, tak zwanych „moherów”. Noszą oni go na palcach 24h przez 7 dni w tygodniu niczym Lady Speed Stick. Z tą różnicą, że od nich śmierdzi.
 No, może z różańcem przesadziłem :-))

(zaczerpnięto z tego miejsca. Nie wstydź się tylko KLIKNIJ myszą!!!)

niedziela, 12 grudnia 2010

nowe członki :-))

chybaporypany dołączył do Nas :-)) I love him vm.
Czekamy na następnych!!!

jestem pijakiem i nigdy się z tym dobrze nie czułem

Tak, trzeba się przyznać. Jestem pijakiem:


Niektórzy uważają, że jestem pojebany? Może tak jest:


Ale i tak jutro jest poniedziałek  zaczynam nowe życie.. bez kawy, bez wódki, wina. Nowa ERA, zielonego słońca, kominy, czerwone dymy ...

jeśli nie masz co powiedzieć, powiedz stare chińskie przysłowie

W sumie dzisiaj nie mam co powiedzieć. Jeża zlikwidowałem, jutro jest poniedziałek - nowy rozdział. Trzeba zabrać się do działania i realizacji planu, bo nie osiągnie się umiejętności bez ćwiczeń. Plan jest skomplikowany, podejmując coś trudnego rozpocznę od najłatwiejszych rzeczy. Dokonam czegoś wielkiego, ale od małego zacznę. Na dodatek będę robił to, co lubię, a wtedy nie będę musiał pracować. Trzy razy już pomyślałem, zanim zacznę realizację planu, także nie będę żałował swoich czynów. Wiem, że wiedza i doświadczenie przychodzą z wiekiem. Mam tylko nadzieję, że w moim przypadku nie będzie to wieko od trumny.Muszę pamiętać tylko o kilku rzeczach. Po pierwsze, że długo szuka się przyjaciół, ale szybko się ich traci. Po drugie, że pijaństwo nie tworzy wad, ono je ujawnia. Ale równocześnie ten, kto ma wino, powinien pić za życia, bo ani kropla nie przedostanie się na tamten świat. A po trzecie i chyba najważniejsze to to, że wąż nie zmieni swojej krętej natury, nawet kiedy się wśliźnie w prostą rurę bambusową.

A teraz:


Ale wiem, że jutro opuchlizna w końcu zniknie. Zajęło to tylko dwa tygodnie... Pewnie będzie powracała sporadycznie, jak u normalnych ludzi.

Tak na wszelki wypadek: tekst jest swoistą parafrazą chińskich przysłów znalezionych w Wikipedii, a Kukiz i Piersi zostały opublikowane przez mietek10116 na portalu You tube.

sobota, 11 grudnia 2010

Jarocin i inne

Przy okazji opublikowania Debila w postaci planowanego kibla naszły mnie wspomnienia...
Na polanie siedzi jeż i je jabłko. Przychodzi wilk i się pyta: co jesz? A jeż: co wilk?

Masakra, Ale tak po prawdzie pamiętam ostatni koncert Dżemu w Jarocinie w 1992 roku, The Bill w 1993 r., Pawła Kukiza i Piersi jak się przebrał za Batmana i śpiewał idzie ZCHN w 1991 r., jak również nikomu nieznane zespoły jak Damnation z Białegostoku i Major Smiss z Sopotu. Era zielonego słońca zawsze zostanie mi w pamięci. Pamiętam, jak banda pijanych punoli skroiła mojego kolegę z kolczyków i zegarka, jak podpierdolili nam na plebanii buty sprzed namiotu i koleżanka musiała sobie kupić wkurwiająco niebieskie trampki PRLowskiej produkcji. Ale i tak do sklepu szła na bosaka :-)). Pamiętam, jak przekupiłem dyrektora szkoły żeby wynajął nam miejsce do spania - klasa szkolna :-)) Jak piliśmy piwo w sklepie, pomimo iż była prohibicja (na zapleczu sklepu, z plastikowych butelek), jak jeździło się do pobliskiego Pleszewa do Kufloteki. Tam gość polewał piwo z miski, którą trzymał w lodówce, aby piwo było zimne. A później...... a później ludzie leżeli w rowach po obu stronach drogi, tam gdzie zwykle rolnicy ciągną ręce wracając zmachani z pola... Pamiętam, jak nie powiem kto, miał gandzię w pokrowcu od śpiwora i połowa Jarocina nie była w stanie wykorzystać tych zapasów. Pamiętam jak Pan Stanisław (mam nadzieję, że żyje) i jego żona częstowali nas każdego dnia śniadaniem i czekoladą. Pamiętam jak miałem włosy prawie do pasa i jak moszowałem pod główną sceną, a po koncercie nie mogłem umyć głowy i następnego dnia sterczały lepiej niż na cukrze. Pamiętam bramę wejściową na główną scenę, gdzie po obu stronach były drzewa najeżone nożami, maczetami, widelcami, kastetami i innymi metalowymi przedmiotami. PAMIĘTAM JAK KTÓREGOŚ ROKU NA PERONIE W BYDGOSZCZY nasz pociąg mijał się z pociągiem jadącym na pielgrzymkę do Częstochowy (miał wtedy przyjechać Papież JPII). Tłum z naszego pociągu krzyczał: "pozdrówcie Papieża, my pozdrowimy Szatana" :-)). Pamiętam gościa w pociągu, który ze złamanym kręgosłupem i w gorsecie ala Golem jechał na festiwal. Pamiętam NOSA, który po wypiciu kubka  żubrówki chciał popełnić samobójstwo, a skończył na glebie w kiblu przytulając się do muszli.

W SUMIE NIE WIEM CO MNIE NASZŁO. IDĘ POPRACOWAĆ NAD OPUCHLIZNĄ...
Pozdro dla wszystkich, którzy też nad tym dzisiaj pracują.................

plan na życie

Mam taką znajomą, dużo starszą. Śmieję się, bo zawsze mówi mi: idź do kibla, może coś z tego dobrego wyniknie. A ja wtedy idę, kiedy mam potrzebę i:


... obmyślam nowy plan. Niektórzy zapier...... w kuchni i robią kanapki, szykują kolację. Zamawiają catering.... A ja wyprzedzam kaca i obmyślam sprytny plan. Z całą pewnością jest lepszy od planu wyborczego PO i PiS, LSD :-)) i innych partii. Dlaczego? Bo to jest mój plan. I ch.. im w d...każdy jest egoistą i dba o swój interes. Nawet, jeżeli nie ma więcej niż 12 cm :-)) No nie........... mój plan jest dłuższy.................................... Ludzie to ludzie. Nie ma znaczenia jakie mają wykształcenie. Człowiek jest człowiekiem. Będzie impreza, szokująca dla wszystkich. Jak ktoś nie jest ponad......... to jego problem...

lubię lekarzy

Dlaczego? bo mimo wszystko jak trwoga to do.... lekarza. Uwielbiam ich gadki, są takie merytoryczne i mądre. Ja jako absolwent (nie mylić z wódką) wydziału specjalnego gier i zabaw jestem pełen podziwu dla Ich wiedzy. Uwielbiam, jak posługują się fachową terminologią, kiwam głową, że wiem o co Im chodzi, ale w istocie rzeczy nic z tego nie rozumiem :-)) Trochę zaufania, ważne żeby pomogło. I tak się właśnie dzieje.  Nawet Pan Kazimierz też ma zaufanie do naszych, kochanych specjalistów:


Są normalni, tak jak i my. A poza tym wszyscy jedziemy na tym samym wuzkó, a od strachu uratuje nas: http://www.youtube.com/watch?v=PWRqi_zyBSg i tak udało się znów wyprzedzić Pana Kaca...

lobotomia

Z Wikipedii: "Lobotomia przedczołowa, inaczej leukotomia, zwana popularnie lobotomią lub lobotomią czołową – zabieg neurochirurgiczny polegający na przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe płaty mózgowe ze strukturami międzymózgowia (najczęściej podwzgórzem lub wzgórzem), obecnie bardzo rzadko stosowany (większość naukowców z całego świata uznaje to za okrutne okaleczanie). Władze ZSRR zakazały tego medycznego procederu na swoim terytorium już w roku 1950 argumentując, że "zamienia on schorowaną osobę w kompletnego idiotę". Dawniej jedna z metod leczenia chorych na schizofrenię lub inne poważne zaburzenia psychiczne. Celem była redukcja procesów emocjonalnych, które zwykle towarzyszą procesom poznawczym – myślom i wspomnieniom (a więc i myślom natrętnym lub halucynacjom). Jednym z poważniejszych skutków ubocznych lobotomii przedczołowej jest utrata przez pacjenta poczucia "ciągłości własnego ja", świadomości, że jest tą samą osobą, którą był wczoraj i będzie jutro."

Taki zabieg byłby super, można zapomnieć o przeszłości, tylko ten mały problem - stałbym się idiotą. Ale może to ma dobrą stronę - idiota sra pod siebie i niczym się nie przejmuje :-)) Do zabiegu można wykorzystać wypasiony otwieracz do wina, nawet takowy instrument posiadam. Niestety potrzebna jest asysta, aby zabieg mógł wyglądać tak:



Nawet bez lobotomii warto sprawdzić, jaki ma się współczynnik idiotyzmu. Krótki test na   http://quiz.ownia.pl/idiota Mój współczynnik wyszedł na poziomie 32%. Wychodzi z tego, że jednak w 1/3 jestem idiotą. To po co lobotomia?

Poszukam innego sposobu na pozbycie się opuchlizny z twarzy i worków pod oczami. A teraz pora wyprzedzić kaca!

CDD

no i Klon przybył, 2bz też. Może najpierw rozszyfruję co oznacza CDD - całkiem do dupy. Jak masz cegłę to tnie tak, nie inaczej i chuj. Profesjonalnie rżnie się po lewej, wzdłuż krawędzi. Pure Jamaican stuff, może odpalimy. A może coś z Holandii. Nie tego nie wciągamy. Tylko stuff od Boba Marleya. A coca Cola może być? Qrwa, niech będzie. Marley nie żyje, ale nie o to chodzi. Klon mówi: pisz... jak masz pecha to wyjdziesz dzisiaj z Babą, która Ci nie odpowiada. Bill Clinton, Barack Obama, wszyscy jesteśmy obserwowani. A Ty co? uzależniony jesteś? Dzięki chłopaki, że jesteście!!!!!!  Jak patrzę na Klona to się zastanawiam, czy nie wynająć opiekunki w pończochach...
Nie pierdol, niech żyje bal ! czy mogę pograć na gitarze? to Klon... no i gra. ucieczkę z więzienia i motyw z filmu Szczęki. "M jak miłość" rządzi! Ale i tak pojedziemy do Chur w Szwajcarii. 2bz jest zagrożony. Dostanie w ryj, bo nie kupił chleba, o który poprosiła moja nieżyjąca babcia, 25 lat temu.
Klon mówi: to co jest dziś to chujnia, wczoraj to autorytety (reklamacje zostaną rozpatrzone), jutra nie będzie... Taka jest dla Was informacja.


Moje zdanie jest takie: wczoraj to historia, dzisiaj się dzieje i jest to konsekwencja naszych wczorajszych działań, a jutro? - zależy od Nas i jest to niewiadome..

I tak opuchlizna z mojego ryja nie zejdzie...

piątek, 10 grudnia 2010

opuchlizna jeszcze mi nie zeszła

nawet nie wiem dlaczego.
Podejrzewam, że błędem było zamawianie prania dywanów i czyszczenia mojej nowej nory. Wszystkie mole zginęły, roztocza i koty kurzu odeszły w niebyt. Mogłem nadać im imiona, mogłem do nich gadać, a z całą pewnością dotrzymywałyby mi towarzystwa. Sic! A swoją drogą to myślę, że Bóg jest doskonałym projektantem, że wymyślił takie stworzenia... jak ja :-)).
Niestety muszę przyznać, tak jak śpiewał dawno temu Mr. Zoob (http://www.youtube.com/watch?v=51Sr9_Lxgis), że mój jest ten kawałek podłogi. Meble już połamałem tzn.1 krzesło i nie wiem do dziś jak to się stało. A może były to korniki? czyli może jest jakaś nadzieja na towarzyszy mojego zesłania. Nowy ład też zrobić chcę, ale to wymaga jeszcze trochę czasu. Tynk ze ściany zdrapałem, w zasadzie sam odpadł, jakieś 10 cm2. Ale drzwi nie zamuruję, bo mieszkam na 2. piętrze i nie przyniosą mi z parafii opłatka na święta. A ja tak lubię opłatek żreć :-((

Dzisiaj przychodzi do mnie mój Klon. Ciekawa rzecz: wygląda tak samo, ale mimo wszystko jest inny. Przyjdzie pewnie jeszcze ktoś i znów będziemy śpiewali "Niech żyje bal, bo życie to bal jest nad bale, drugi raz nie zaproszą nas wcale." Może wtedy poznam moją głuchą, skręconą w prawo sąsiadkę, bo hałasy będą jej doskwierać. Może ...
A tak na marginesie, nie jest to wcale radosna i optymistyczna muza, jak powiedziała moja dobra znajoma. Posłuchajcie, jak nie znacie http://www.youtube.com/watch?v=mRDyKyB9gYU

No i znów obudzę się kolejnego dnia z opuchlizną na twarzy i z całą pewnością nie będę miał pięknego snu... ale jednego jestem pewien: niczym zupełnie nie będę się przejmował, bo nerwusy umierają młodo, a ja mam zamiar jeszcze pokręcić się po tym ziemskim padole i zostać pomarszczonym, zrzędliwym starym prykiem!!! Wtedy z całą pewnością nie będzie mi przeszkadzała sąsiadka :-))

czwartek, 9 grudnia 2010

chcę trochę czasu...

Pozwól mi spróbować jeszcze raz
Niepewność mą wyleczyć, wyleczyć mi
Za pychę i kłamstwa, same nałogi
Za wszystko co związane z tym
Za świństwa duże i małe
Za mą niewiarę - rozgrzesz mnie
rozgrzesz mnie Panie mój, o Panie
Chcę trochę czasu, bo czas leczy rany
Chciałbym, chciałbym zobaczyć co,
co dzieje się w mych snach
Co dzieje się
I nie, i nie chcę płakać, Panie mój
Uczyń bym był z kamienia
Bym z kamienia był
I pozwól mi, pozwól mi
Spróbować jeszcze raz, jeszcze raz
Chcę trochę czasu, bo czas, bo czas leczy rany
Chciałbym, chciałbym, zobaczyć co
Co dzieje się, co dzieje się w mych snach
I nie, nie chcę płakać, Panie mój
Uczyń bym był z kamienia
Bym z kamienia był
I pozwól mi, pozwól mi pozwól mi...
Spróbować jeszcze raz
Jeszcze raz, jeszcze raz...

tak na początek...

formatka bloga wygląda tak samo jak miejsce, w którym obecnie zamieszkałem. Ponure, szare i już teraz wiem, że go nie polubię. Dlaczego? Bo pachnie tu śmiercią, stare meble z molami wielkości Pterodaktyli, łóżko z wystającymi sprężynami z materaca, biały kredens w kuchni pamiętający Adolfa H., brudne dywany z roztoczami jak Słonie, a co najgorsze to głucha sąsiadka skręcona w prawą stronę na maksa (volume max), która ogląda seriale za ścianą. Z całą pewnością ktoś tutaj zmarł... Jedyne co umila mi życie to rzeka, która płynie 50m od bloku (kanał), dźwięk gitary klasycznej wypełniający duży / mały pokój oraz nieśmiertelny Rysiek Riedel sączący się z głośników i małej szklaneczki czerwonego, wytrawnego wina. I znów poczułem zniewalające ciepło w moich żyłach. Pewnie znów obudzę się jutro z opuchniętą twarzą :-((