godz.5.15 rano (GMT +1)
Leżę na wozie, bo już przecież nie śpię, a położyłem się chyba o trzeciej nad ranem. "Czy panowie muszą tak napierdalać od bladego świtu?! Że nie podbijam karty na zakładzie o siódmej rano, to już w waszym robolskim mniemaniu muszę być nierobem?! Już możecie inteligentowi jebać po uszach od brzasku! Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was, skoro zasnął dopiero nad ranem! I żeby się kompletnie spalił w blokach już na starcie! Grunt, że, kurwa, inteligent załatwiony na dzień cały! Wrócicie napierdalać jak siądę do pracy!" Sąsiadka z góry skrzypi, już sam nie wiem czym. Idzie do łazienki odkręca wodę. Pewnie się myje. "Albo też wcale nie płuczą ust po myciu zębów. To co oni robią z tą pastą, jedzą ją? Połykają, do kurwy nędzy, co z nią robią? Ja nawet gardło płuczę po myciu zębów. Opłukiwam." Ona nie płucze, nawet nie używa pasty. Co wieczór słyszę plusk wody w szklance. Robi się ciszej i powoli zapadam w letarg. Nagle gwizdek z czajnika za ścianą. "Dżizus, kurwa, ja pierdolę" (DKJP). Kto teraz używa czajnika z gwizdkiem? Cisza. "Boję się rano wstać, boję się dnia, codziennie rano boję się otworzyć oczy, ze strachu przed świtem, zupełnie nie wiem, co zrobić z nadchodzącym dniem. No nie mogę. (O kurwa! W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego). Mam niby jakieś obowiązki, a przecież – pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstanę czy nie wstanę, czy zrobię coś, czy nie zrobię (ja pierdolę), higiena, jedzenie, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen. (Ja pierdolę, kurwa)." Zasypiam i nie myślę już, co będę robił w ciągu dzisiejszego dnia. Bo to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
godz.10.25 (GMT +1)
Otwieram oczy. "Jestem skrajnie wyczerpany a przecież jest rano..." Zapach smażonej ryby rozchodzi się po mieszkaniu. Ja przecież właśnie się obudziłem, nic nie smażyłem. Ba, nawet nie nabyłem drogą kupna, jakiegoś karpia, albo rekina. DKJP. Muszę wstać. Zapalam kadzidełko, jedno, potem drugie. Ja pierdolę, co ludzie wyczyniają w blokach. Brrrrrrrrrrrrrrr, jestem Mały Głód słyszę. Mały człowieczek ze szpetną paszczą zwabia mnie do kuchni. Robię śniadanie. "Gdy szykuje śniadanie, zwykle se o korkach słucham, jak tkwią te chuje w tych jebanych autach." Zjadam. Przychodzi pora na medykamenty. "Prozac – na chęć życia. Geriavit – na się nie starzenie. Nootropil – na lepsze funkcjonowanie metabolizmu mózgu. Etopirynę – profilaktycznie." A ja tylko łykam antyoksydanty, omega 3, wapno i magnez. DKJP, jak, co dzień. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
godz.11.25 (GMT +1)
"Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej..." DKJP. Prysznic, pastę zjadam i popijam płynem do płukania ust. Ubieram się. Wychodzę. Teraz ja będę chujem stojącym w korkach. Nie jeżdżę pociągami, trudno się wysikać, a towarzysze podróży są dziwni. "Odkąd mój umysł myśli i sięgam pamięcią, to te klapy zawsze opadały. A dlaczego? Bo przez dziesiątki lat jedni bezmyślni kretyni pod kierunkiem innych bezmyślnych kretynów umieszczają muszle klozetowe w pociągach tak blisko ściany, że klapa po podniesieniu nachylona jest ku muszli i puszczona musi opaść. Dziesiątki lat, Jezu Chryste przenajświętszy. A jeśli Polska to właśnie ta ojszczana klapa?". Jadę do sklepu po narzutę, żeby zakryć zasyfiałą, aczkolwiek wypraną starą wersalkę. Do sklepu. DKJP, przecież Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
godz.12.30 (GMT +1)
Jestem... nie powiem u kogo. Masz tu są prezenty słyszę. Jakie kurwa prezenty? Przecież umówiliśmy się 10 lat temu, że żadnych prezentów, bo wszystko mamy, a to takie zbędne rzeczy są. "No wiesz, może się umówiliśmy, ale chcę Ci coś dać. Bo tak!!!" DKJP, dostaję kawę rozpuszczalną, której w gruncie rzeczy nie znoszę. Czasami piję, bo jestem leniwy. Poza tym w armii mówią o takiej kawie "pedałówka". Biorę i wychodzę, bo to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku. Znów to samo.
godz.13.30 (GMT +1)
Wracam do domu. Nie nie do domu - do tymczasowej przechowalni nowego życia. "Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej..." DKJP. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
godz. 14.50 (GMT +1)
Godzina zero wybiła. Jadę na Wigilię. Nie powiem do kogo."Musisz wiedzieć, że nie ma nic bardziej zabójczego od wdychania przez kilka godzin papierosowego dymu." Tradycja, opłatek i jedzenie. I ten DKJP dym. Zupełnie jak w obozie koncentracyjnym. Też nie powiem którym. "Żeby nie jeść samotnie, jem z telewizorem." Jak co roku. "To be, kurwa!, or not to be!" Przeżyję, dam radę. Rozedma wewnątrz mego ciała, może jedzenie jakąś złą energię miało. Jak co roku. Bo to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
godz. 18.30 (GMT +1)
Wracam do domu. Nie nie do domu - do tymczasowej przechowalni nowego życia. "Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej..." DKJP. Patrzę na wyprawkę. Kto to zje i wypije. Przecież nie ja, a chomikowi krzywdy nie zrobię. Pewnie wyrzucę, jak co roku. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
Jednak coś się zmieniło. Siadam do kompa i piszę te bzdury. "Gdy wieczorne zgasną zorze, zanim głowę do snu złożę, modlitwę moją zanoszę, Bogu Ojcu i Synowi. Dopierdolcie sąsiadowi! Dla siebie o nic nie proszę, tylko mu dosrajcie, proszę! Kto ja jestem? Polak mały! Mały zawistny i podły! Jaki znak mój? Krwawe gały! Oto wznoszę swoje modły do Boga, Marii i Syna! Zniszczcie tego skurwysyna! Mojego rodaka, sąsiada, tego wroga, tego gada! Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb, żeby mu się córka z czarnym i w ogóle, żeby miał marnie! Żeby miał AIDS-a i raka, oto modlitwa Polaka!" Tu się już nic nie zmieni. Nawet gdybym sąsiadom zrobił krzywdę. Przyjdą następni, może jeszcze gorsi? Idę spać, bo zmęczony jestem. Od rana. "Pół Tussicodinu – na kaszel po fajkach. Z krzyżykiem na ból głowy, też po papierosach. I pół Leriwonu – przeciwko czarnym myślom przed snem i depresji i ułatwia zaśnięcie. I pół Imovane – na sen pierwszy. I do tego pół Stilnoksu – aby ten sen podtrzymać. I Aspirynę – profilaktycznie." Prawda jest taka, że nie biorę nic. Zasypiam jak dziecko. A to Wigilia jest!!! DKJP, jak, co roku.
EPILOG
"Moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!" Dzień Świra: "jakże prawdziwy, dla tych co umieją nie tylko widzieć, ale i dostrzegać. Takich dni mamy wszyscy 365 w roku, tylko nie każdy to zauważa."
Dziękuję Ci za natchnienie... :-))
Nie ma za co,,,,,,,,,A ja i tak ubóstwiam "mohery", skaczące jak koniki polne po autobusie, szukające lepszego miejsca do siedzenia. Niech żyje Dzień Świra,,,,,,Niech jedno siedzenie będzie lepsiejsze od drugiego. Niech to wszystko trwa 365 dni w roku i jeszcze jeden dzień dłużej. Niech ja mam czasem dzięki temu po prostu dobry humor :))
OdpowiedzUsuń