wtorek, 28 grudnia 2010

odjazd z touroperatorem

Touroperator to z reguły jakaś szemrana firma, która tworzy i promuje swój produkt turystyczny w postaci gotowego pakietu usług. Najczęściej tym produktem są wycieczki zorganizowane, albo pielgrzymki. Na te drugie nie jeżdżę, bo mnie to nie kręci. Na wycieczki zorganizowane znajdziecie odpowiedź na końcu...
Całkiem niedawno znajomi kupili taki gotowy produkt - wycieczkę do Grecji, wyspa Rodos, 4*, all inclusive. Od właśnie touroperatora, który już w chwili obecnej jest po drugiej stronie słońca, albo jeszcze dalej. Niestety życie nas wszystkich zaskakuje na każdym kroku, ich również zaskoczyło. Słowem nie mogli pojechać i wpadli na genialny pomysł: zadzwonimy do Aliena, bo kocha Grecję, może on pojedzie. A, że nigdy nie byłem "na produkcie" to pojechałem. Oczywiście, że nie sam.
Wylot / odlot dwie godziny opóźnienia. Masakra. Knajpa na lotnisku zamknięta... dziwne nie? Ludzie kupują alkohol w kiosku i piją. Żadnych informacji o wylocie. Głód mi narasta, ale ok. Już za 3h będę na miejscu. Żadnych informacji o wylocie. Siedzą obok dwa małżeństwa i się zastanawiają dokąd lecą, bo podobno wszędzie jest tak samo "na produktach". Informacja o odlocie: opóźnienie wydłuża się do 4 godzin. Foch, idę do kiosku. Jakaś pani w podartych rajstopach i białej bluzce mówi: do samolotu, bynajmniej nie przeprosiła za opóźnienie. Do tego czasu odświeżyłem sobie całą polską łacinę, w tym wszystkie koniugacje wszystkich znanych mi i zasłyszanych na lotnisku wyrazów.
Jak na dźwięk pistoletu na bieżni, a wcześniej komendę startera Jet Set ruszył wyścig pokoju: kto pierwszy ten lepszy, połowa samolotu leci w drugą stronę krzyknąłem. No i usłyszałem: co Pan! myśli Pan, że jesteśmy debilami? Nie odpowiedziałem, ale widzę co się dzieje. Usiadłem z przodu (w normalnym samolocie to jest business class), blisko wyjścia. Lepiej być nie mogło.
Samolot wycieczkowy to jest miejsce, gdzie do zabawy nie potrzeba wodzireja. Wszyscy śpiewają, tańczą walczyka, robią fale, jak na stadionie podczas meczu reprezentacji Polski, a jak samolot wyląduje to BIJĄ I KRZYCZĄ BRAWO! Jak w tym filmie: http://www.youtube.com/watch?v=VCH6n-OGSJA
Wylądowaliśmy na lotnisku w Smoleńsku. Piach, idziesz na piechotę, ale wylądowaliśmy.
źródło: www.demotywatory.pl
Bagaże po godzinie, brak informacji, nie wiadomo dokąd pójść. Ale jest, małolata w białej bluzce z podartymi rajstopami. Tędy, tędy proszę. Kierowca autobusu Grek. Miło było chwilkę parę zdań z nim zamienić. Swój chłop - może jutro dojedziemy mówi.
Miał rację. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Pamiętajcie: jak kupujecie produkt szukajcie hotelu max. 20 km od lotniska. Inaczej wasza podróż będzie trwała dłużej...
Idziemy do upragnionego 4* przybytku. Oczywiście opiekuna produktu nie ma. Grek w recepcji, super. Dobry wieczór po grecku mówię, nazywam się itd. itd. Wiedziałem, że tak powie: nie ma Ciebie na liście. Wiedziałem, kurczaki, że tak będzie. Kilka telefonów i wreszcie mogę udać się miejsce spoczynku. Ale, ale o 8.00 śniadanie, o 14tej obiad, o 18tej kolacja. Już wiem, że zakuli mnie w łańcuchy... Ale Ty nie pierwszy raz w Grecji?
źródło: www.demotywatory.pl
Odpalam czerwone wino, impreza na basenie, hałas, cieknące krany, sprężyny jak las namorzynowy wyrastają z materaca. Wino pomaga, idę spać. Jutro też jest dzień, pewnie lepszy. W końcu w Grecji jestem!
Next day śniadanie. Brak miejsc. Major domus mówi: nie mam Ciebie na liście! Fuck! Ja wiedziałem, kurczaki, że tak będzie. I już wiem dokąd trafiłem: 

źródło: www.demotywatory.pl
Na pewno nie było to greckie śniadanie - kiełbasa, parówki, szynka, kawa do dupy, sałaty z poprzedniego dnia, jajecznica z proszku itd. I wszystkie szumowiny tzn. gustownie ubrani w korale i sygnety goście mówią po niemiecku. Ok. Nic greckiego, nawet fety nie ma. A po prawdzie greckie śniadanie to dobra kawa i czerstwa bułka. Super, że nie ma Polaków. W sumie high live...
Widzę basen, jak morze, tylko po co basen, jak morze jest 100 metrów dalej. Tym bardziej, że w basenie siedzi para z łuszczycą...

źródło: www.demotywatory.pl
Idę do baru z ręcznikiem, bo wiem, że tam są krzesła. Nikt z obsługi nie jest Grekiem. Pakistan, Albania, no problem. Ale oni szprechają tylko! A to już jest problem, dla mnie. Na migi dogaduję się z nie greczynką i proszę o ouzo. Ouzo? tego nikt nie pije odpowiada. Po chwili wiedziałem o co jej chodzi. To nie było ouzo, tylko nasza kochana alpaga z anyżem. I tyle. Jak każdy inny alkohol, który mieli. Nie ma znaczenia, party się zaczyna:
źródło: www.demotywatory.pl
Dobrze jest. Zasuwam na plażę. Lubie faunę i florę, ale bez przesady:

źródło: www.demotywatory.pl
Walę się na leżak. Tylko 2 Euro za dzień... Ale all inclusive. Bez komentarza. Zamawiam masaż. Śliczna dziewczyna z Tajlandii, ale ma dziwne urządzenie, ręce?

źródło: www.demotywatory.pl
Rozluźniony idę na obiad.NIC GRECKIEGO.
Później sjesta w barze.
Kolacja - nie, nie idę na kolacje. Muszę coś zjeść. Biegnę po okolicy i szukam, pytam się... i jest. Tawerna Limanaki. To było coś. Ryby, garidaki simiako, achinos, słowem wszystko, co w Grecji jedzeniowo jest najpiękniejsze. Ale znów brak Greków, tylko Pakistan rządzi.
I TAK PRZEZ 10 DNI. BAJKA.
W końcu wracamy do domu. Autokar pełen wypoczętych turystów:

źródło: www.demotywatory.pl
Lotnisko, kolejka. 6 godzin opóźnienia. Robię co mogę. Bar, ouzo, takie prawdziwe, jedzenie. Brak komunikatów. Ale w końcu się udało.
Nad ranem jestem w domu.
Wypoczęty, zrelaksowany i z naładowanymi akumulatorami po 10 dniach idę spać, we własnym łóżku, na moim ukochanym materacu:

źródło: www.demotywatory.pl
TO BYŁ ODJAZD. NA WYCIECZKI ZORGANIZOWANE NIE JEŻDŻĘ. TEN RAZ TO BYŁA POMYŁKA. A touroperatorom ch.. na grób. Amen.

Postaci przedstawione w niniejszym poście są chyba fikcyjne, choć pochodzą z demotywatory.pl, oprócz autora i tego co napisał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz